Kryzys; κρίσις „krisis”; 危機 - “wéijī”

Mówimy kryzys polityczny, gospodarczy, rodzinny, małżeński, tożsamości, a w naszych głowach od razu pojawiają się negatywne skojarzenia i towarzyszące temu zjawisku uczucie zagrożenia i lęku. Najczęściej stawiamy go po przeciwnej stronie stabilizacji, która oznacza spokój, bezpieczeństwo, równowagę. Postrzegamy sytuacje kryzysowe, jako trudne bądź niemożliwe do przezwyciężenia, a nasze możliwości wydają się niewystarczające, co w efekcie powoduje, że czujemy się bezradni i zaczynamy myśleć, że tracimy kontrolę nad naszym życiem.

Boimy się zmian, a co za tym idzie i kryzysu, który może się stać punktem zwrotnym naszego życia, bo prowadzi do zmian na gorsze. 

A może jednak nie zawsze?

Warto sięgnąć do etymologii słowa “kryzys”, która pochodzi od greckiego κρίσις „krisis” i ogólnie mówiąc oznacza wybór, decydowanie, zmaganie się, walkę, w której konieczne jest działanie pod presją czasu. Znalazłem też w sieci i ufam, że wiarygodną informację: w języku chińskim (wéijī) do jego określenia używa się dwóch znaków 危機, które są tłumaczone jako “zagrożenie” i “okazja”, “nowy początek”. 

Zatem może to też punkt zwrotny do zmiany na lepsze?

Moja praca od 20 lat w dużej mierze polega na … wprowadzaniu zmian i choć problemy są różne (uporządkowanie procesów produkcyjnych albo sprzedażowych, zamiana nadgodzin na premie zadaniowe, zmniejszenie należności klientów czy też bardzo częste zwiększenie sprzedaży/marży/produkcji, etc.) zawsze chodzi o to samo - o zwiększenie efektywności. 

Wydawać by się mogło, że największym problemem przy wprowadzaniu zmian jest wymyślenie czegoś co działa, jednak okazuje się, że nie. Ta część rozwiązywania problemu zależy ode mnie, to jest moje zadanie i ja to robię. Napotykana trudność to zazwyczaj akceptacja “nowego” przez załogę. Mam oczywiście swoje sposoby, żeby temu zaradzić (m.in. zaangażowanie uczestników w produkcję rozwiązania), jednak rzadko udaje mi się całkowicie ograniczyć strach przed zmianą, co zresztą wydaje się rzeczą naturalną; boją się zarówno pracownicy, jak i szefowie.

Natomiast w czasie kryzysu ten właśnie element “strach przed zmianą” relatywnie się zmniejsza, jest uśmierzony przez jeszcze większy strach “przed niepewnością”. Dodatkowo zmiany, które jeszcze niedawno były niechciane i mroziły krew w żyłach, teraz dają nadzieję na poprawę sytuacji.

Zdaję sobie sprawę, że w “godzinie pandemii” i grożącego nam kryzysu gospodarczego nie będą to popularne poglądy, ale wiem, że właśnie teraz jest najlepszy czas na zmiany. Oczywiście przemyślane, nie takie podjęte ad hoc, bo strach zagląda w oczy. Trzeba działać elastycznie, szybko reagować i przeorganizować pracę czy struktury zatrudnienia w nowej rzeczywistości. 

Warto pamiętać, że nie dotyczy to tylko wielkich przedsiębiorstw, każda firma powinna przeanalizować swoją sytuację na nowo. Bo to jest czas, kiedy ludzie - w obawie o swoje miejsca pracy - są bardziej otwarci na zmiany, na dawno oczekiwaną restrukturyzację, modyfikację struktury organizacyjnej, przesunięcia “kadrowe”, poprawę systemu rozliczeń, wprowadzenie nowych zasad funkcjonowania, zmianę systemu wynagradzania czy premiowania.

Jeśli w firmie potrzebne są zmiany, to trzeba działać od razu. Należy wykorzystać ten moment, , bo kiedy “kurz opadnie” to  życie wróci do normy i problemy pozostaną niezmiennie w tym samym miejscu, w którym je zostawiliśmy. Gdy potraktujemy kryzys jako nową możliwość, to jest szansa, aby nie tylko przezwyciężyć trudności, ale zamienić je w zwycięstwo.

Jeśli Twoja firma potrzebuje wsparcia w tym zakresie, zapraszam do współpracy. A może wystarczy tylko konsultacja i przeanalizowanie Twojej sytuacji? Warto trzymać rękę na pulsie, zacząć działać “zanim opadnie kurz”.

Rafał Mirkowski, ERM

7 kwietnia 2020

Postaw mi kawę