Planowanie boli

Czy myślenie jest jeszcze w modzie?
A pisanie? Na papierze? Jest?
I czy można postawić znak równości między nimi?

Pamiętam, kiedy zaczęła się moja przygoda z pisaniem. Stalówka i kałamarz, takie to były czasy :) Notowanie to szkoła średnia i studia, gdzie na wykładach z analizy i algebry dopracowywałem system robienia notatek. Przez kilka miesięcy pisałem nawet lewą ręką, bo prawa była w gipsie. Można? Można:)

A później powstał Multiplaner, narzędzie i metoda, która pomagała w pracy. Nie sposób zapomnieć, że tak naprawdę pierwszy był Noter, czyli dwuczęściowy Multiplaner bez kalendarza. Zapisałem ich kilkanaście. Te “historyczne” już zeszyty A4 w kratkę, kupione w “papierniczym”, cięte mozolnie nożyczkami i z precyzją docinane chirurgicznym skalpelem, to były pierwsze egzemplarze do kupienia. I kupowali po 149 złotych polskich. W 2010 roku. Okazało się, że jest w nich siła. Można? Można :)

I rozumiem, że pytanie zadane na początku może być uznane za kontrowersyjne. Zwłaszcza, że zadaje je twórca analogowego narzędzia do planowania, notowania, pisania, szkicowania, którego życie, to co prawda robienie aplikacji i Excel, ale też ciągła praca z długopisem w ręku. Ciągłe zapisywanie, tego co ktoś mówi, ciągła analiza i synteza, i dochodzenie do sedna.

Więc powtórzę - czy odręczne pisanie zmusza do myślenia? I czy myślenie może wyjść z mody, jak kartka czystego papieru i ołówek? No i co jest takiego w zapisywaniu na papierze?
Można wyliczać: zdolności manualne, usprawnienie myślenia, poprawa pamięci, rozwój kreatywności, wzmocnienie zdolności czytania ze zrozumieniem, poprawa koncentracji, no i uczenie się! Każdy chyba wie, że wykonując ręcznie notatki (np. ze spotkania, wykładu, przeczytanej publikacji), posługując się przy tym skrótami i symbolami, szybciej i na dłużej zapamiętuje zdobyte informacje. To taka gimnastyka dla mózgu, której nie zastąpi smartfon czy laptop.
Co ciekawe, w trakcie pisania przychodzą do głowy nowe pomysły, a nawet skrywane emocje. Taka terapia, która uczy nazywać rzeczy po imieniu, zadawać sobie ważne pytania i odpowiadać na nie. Spojrzeć z dystansu na cele, zadania, problemy. A zapisane zaczynają “żyć własnym życiem” i choć nieraz po jakimś czasie nie chciałoby się ich już widzieć, to są. Wtedy pisanie dyscyplinuje, wymazany tekst na kartce dalej jest, nie wymażesz go tak łatwo jak sms czy notatkę w smartfonie. To kłuje w oczy. I dobrze, bo nie chodzi o to, żeby nie widzieć spraw, które nie są łatwe i wymagają od nas podjęcia decyzji.
Dzięki pisaniu tak łatwo planować, a może właśnie trudno, bo trzeba się z tym zmierzyć - z naszymi celami i zamiarami. Mamy szansę wtedy zrozumieć swój tok myślenia, postępowania, w jakiś sposób poznać siebie samego. Musimy wtedy MYŚLEĆ!
Czy można zatem stwierdzić, że odręczne pisanie to myślenie “zawarte” w zapisanych literach i cyfrach?

Dlaczego zatem Multiplaner uważany jest przez niektórych jako z(a)bytek ówczesnych czasów? Bo boli? :)
Może czas po prostu pogodzić się z tym, że jednak nie jest dla każdego. Że nie jest intuicyjny, bo pisanie długopisem/piórem to nie jest czynność “pierwszej potrzeby”. Że jest wymagający, bo trzeba najpierw poskładać sobie w głowie, to co się chce zapisać, zaplanować. Zmusza nas do analitycznego myślenia i syntezy.
Choć warto dodać, że przecież tak naprawdę nic nie jest intuicyjne, nawet chodzić musieliśmy się nauczyć, nabijając sobie niejednego guza. Czyż FB jest intuicyjny? No nie, a korzystamy z niego, bo chcemy lub musimy. Prowadzenie samochodu? Musi być wola zaczęcia i wola kontynuacji, nawyk powtarzania i wreszcie ten czas, gdy “po prostu” to robimy.
Jest takie powiedzenie, że myślenie boli :) ja ukuję nowe: Planowanie boli. I może dlatego tak mało ludzi notuje.
Co mogę poradzić? Poboli, poboli i przestanie :) a skutki, dobre skutki, będzie można zobaczyć nie tylko “czarno na białym”.
Warto odręcznie pisać, bo to nigdy nie wyjdzie z mody!

A takie zapisane notery, planery są też historią życia. Namacalnym dowodem co robiliśmy, gdzie jesteśmy teraz, a gdzie byliśmy np. pięć lat temu. Stają się swoistą pamiątką, takim “pamiętnikiem”, nawet jak nie opisują wprost naszych emocji czy rozterek. Zapełnione odręcznym pismem, które czyni człowieka unikatowym. Takimi naszymi liniami papilarnymi pozostawionymi na kartkach czystego papieru. Niepowtarzalne. Czuję to zwłaszcza, jak widzę fotografie Waszych Multiplanerów na Grupie.

I jeszcze jedno - na Grupie MultiZorganizowanych rozpoczęła się dyskusja na temat “przepisywania”. Fakt - Multiplaner zmusza też do corocznego przepisywania. Czyli kolejne pytanie - czy przepisywanie ma sens?
Idealnie ujął to Tomasz: “Dla mnie to przepisywanie to ważny rytuał, związany z przełomem roku. Robię w tych folderach porządek, przyglądam się temu co zapisałem i przepisuje tylko to, co jest ważne na kolejny rok, robię nowe plany i cele - jest to trochę pracy oczywiście, ale dla mnie przepisywanie folderów to okazja na ustawianie nowych celów na kolejny rok i remanent ich zawartości”.
Nic dodać, nic ująć.
Serdecznie przy okazji pozdrawiam całą “Rodzinę” :) https://www.facebook.com/groups/MultiZorganizowani/

Może tylko dodam na koniec - zapisywanie jest taką rzeczą, od której należy zacząć swoją przygodę z planowaniem. Swoją przygodę z odzyskaniem spokoju w obecnej sytuacji.
Czy w Multiplanarze? Wam pozostawiam odpowiedź na to pytanie.
Mi pomaga od lat,
 
Pozdrawiam
Rafał Mirkowski, ERM
Analityk Biznesowy | Specjalista ds. Efektywności | Wynalazca Multiplanera

PS. A jak zmieniały się moje “papierowe nośniki informacji”, można zobaczyć tu:
https://multiplaner.pl/egzemplarze-kolekcjonerskie.html


Postaw mi kawę